Motowyprawa na trzech kołach to przygoda, której nigdy nie zapomnę. Zaczęło się niewinnie…

8 czerwca 2023, czyli motowyprawa i pierwszy dzień rajdu

„Normalni ludzie tego nie robią!” Wyklepany wózek od Iża i stary bokser BMW – oba w wątpliwym stanie, nabyte raptem cztery miesiące temu. Taki dziwny, naprędce złożony i dociążony do granic zestaw niepewnie sunie na start VII Rajdu Koguta, a my wraz z nim. Trochę za późno na gorzkie refleksje. Z każdego rajdu można się wycofać albo skrócić trasę, ale tym razem to tylko wstęp do naszej długo wyczekiwanej wyprawy na Gotlandię. Bilety promowe kupione, trzeba jechać…

motowyprawa-motocyklem-zlomowisko

Trudne początki

Pakowanie na ostatnią chwilę skutkuje dużym opóźnieniem. Z trudem przeciskamy się między pojazdami innych załóg, które gęsto poupychane oczekują przed linią startu w Oławie. Nawyki jazdy jednośladem muszę odwiesić na kołek. Z wózkiem sterczącym w bok na ponad metr niewiele da się wykombinować, ale idzie nadspodziewanie gładko. Najważniejsze to nie stać w miejscu, tylko jechać! Jest gorąco, a nasze cylindry chłodzi tylko powietrze. Wydostajemy się jakoś z tego małego Bombaju i od razu obieramy kurs na północ. Przezornie omijamy Wrocław – nie mamy czasu, a tam na 100% utkniemy w korkach. Te jednak czekają na nas przed Torem Poznań. Każda z ponad dwóch tysięcy załóg chce zaliczyć „odcinek specjalny” i poznać tor z perspektywy kierowcy rajdowego.

Podsumowanie pierwszego dnia wakacji na trzech kołach:

  • poluzowała się lewa manetka (kupiłem „kropelkę” – pomogło),
  • padł kierunkowskaz (naprawione śrubokrętem),
  • sakwy kleją się do wydechu (pracuję nad rozwiązaniem),
  • lewa nogawka spodni jest coraz bardziej zachlapana olejem (wyciek kontrolowany z przedniego amortyzatora). Wyglądam jak dziad co wypełzł ze śmietnika, ale tego już chyba nie zmienię).

motowyprawa-motocyklem

Pierwsze 330 kilometrów za nami. Każdy kilometr to ciężka praca nad kierownicą. Chudnę w oczach, ale może będą z tego jakieś mięśnie ;P Najważniejsze, że świece wyglądają zdrowo, a żona na zadowoloną!

Dzień drugi rajdu

Laga nadal pluje we mnie jadem. Spodnie mam już „zakonserwowane” na okoliczność deszczu. Kryzys bagażowy zażegnałem przy użyciu gumy i trytki. Zgubiliśmy tablicę Rajdu Koguta (droga nr 55 za Kwidzynem to prawdziwy tor przeszkód). Amortyzator wózka (dopasowany na prędce z Vespy) wciąż się trzyma, a my razem z nim. Dużo załóg dotarło już do Stegny i podobno nie da się tam kupić nawet suchej bułki, więc taktycznie nocujemy pod namiotem na kempingu w Malborku. 600 kilometrów za nami!

Dzień trzeci

To miała być ostatnia prosta – na metę rajdu w Stegnie, a potem prosto na prom do Szwecji. Korki na drodze nas nie zaskoczyły, a na przejazd przez linię mety musieliśmy czekać grubo ponad godzinę. Często gasiłem silnik z braku wystarczającego chłodzenia. Na przeprawie promowej w Mikoszewie silnik zgasł już bez pytania o zgodę. Rozrusznik tylko zaterkotał i musiałem użyć kopaka. Uznając, że akumulator był ostatnio przeciążony, wyłączyłem światła i na „cichociemnego” pojechaliśmy dalej.

Przygód ciąg dalszy…

Na rogatkach Gdańska padł strzał w rurę. Silnik zgasł. Nie udało mi się go uruchomić siłą rozpędu, więc zjechaliśmy na przystanek. Wymiana świec zdawała się pomóc i po paru kopnięciach ruszyliśmy dalej. Potem silnik gasł już regularnie, a odpalanie „na kopa” przestało być możliwe. Tym sposobem dotarliśmy pod Stare Miasto…

Motowyprawa z przygodami, czyli szukanie warsztatu

Kilka telefonów do okolicznych warsztatów rozwiewa złudzenia – w długi weekend nikt normalny rąk sobie nie brudzi. Nienormalnych na mapach Google (jeszcze) nie oznaczają. Demontuję zbiornik, sprawdzam kable, styki, przekaźniki… bez skutku. Choć akumulator wciąż jeszcze zasila klakson i światła, dalsza jazda jest mocno utrudniona. Resztką energii i sprytu próbujemy dotoczyć się do jedynego czynnego warsztatu, ale pokonujemy tylko 1/3 dystansu, kapitulując ostatecznie pod jakimś hotelem.

Zmiana planów i motowyprawa przesuwa się o kilka dni

Kończy się czas na odprawę promową. Podejmujemy trudną, ale jedyną możliwą decyzję o przesunięciu obu przepraw o dwa dni. Żona bierze na siebie zadanie dogadania się ze Szwedami. Po krótkiej regeneracji i załatwieniu noclegu ruszamy do Castoramy na nieplanowane zakupy. Podłączam na noc akumulator do kupionej ładowarki.

I tak, po 700 kilometrach jazd próbnych i podobnym dystansie pokonanym na rajdzie, maszyna skutecznie zaprotestowała i zmusiła nas do rzucenia kotwicy. Hotel wybrała sama…

Niedziela, czyli czwarty dzień motowyprawy na trzech kołach

Jeszcze przed świtem studiuję bolączki układu elektrycznego BMW, dość szczegółowo opisane w Internecie. Po śniadaniu zdejmuję pokrywę prądnicy i krok po kroku sprawdzam wszystkie elementy. Pomiary omomierzem potwierdzają moje obawy: przerwane uzwojenie wirnika 🙁 Znów grzebanie w sieci – tym razem w poszukiwaniu czegoś, co da się kupić od ręki (wynik = 0) lub kogoś, kto w okolicy przezwaja silniki. Nie robiąc sobie wielkich nadziei, zostawiam post na fejsbukowej grupie motocyklowej.

Światełko w tunelu, czyli motowyprawa staje się bardziej realna

Nie mogąc nic więcej zdziałać w niedzielne popołudnie, jedziemy na wycieczkę do Sopotu. Zanim wysiądziemy z SKM-ki, dostaję od znajomego namiar na części, a z grupy propozycję dowiezienia ich pod hotel i pomocy w naprawie. W trybie ekspresowym zaliczamy Monciak i Molo i najszybciej jak się da wracamy pod hotel. Chwilę później podjeżdża piękny GS, a nieznajomy motocyklista wyciąga z kufra nowy wirnik i pomaga w wymianie. Motocykl natychmiast ożywa i możemy kontynuować podróż 🙂 Dzień kończy się dużo lepiej, niż moglibyśmy się spodziewać 🙂

Pomocna dłoń w trasie

Może Facebook kradnie czas i uzależnia, ale też pomaga w trudnych chwilach. Mariusz, z którym zamieniłem raptem kilka słów na zeszłorocznym Rajdzie Jurajskim uruchomił kontakty, a Sławo Mir, którego jeszcze kilka godzin wcześniej nie znałem, wsiadł na motocykl i specjalnie z Rumii przywiózł co trzeba, bezinteresownie pożyczając zapasowe części na resztę trasy. To jest prawdziwy motocyklizm!

Motowyprawa, dzień piąty i kolejne przygody

Poniedziałkowy poranek jest chyba zawsze kiepski, nawet na urlopie. Po poprzednim dniu pełnym skrajnych emocji, krótko po śniadaniu odkrywamy, że w trosce o nasz komfort podróżowania ktoś pomniejszył nasz bagaż o wór z namiotem i śpiworami. Jak śpiewa Skiba „życie jest jak gówno na kole –raz na górze, raz na dole!”

Kolejne niechciane przygody podczas motowyprawy na trzech kołach

Z innych „plusów ujemnych” zauważyłem, że gdzieś po drodze pękł amortyzator skrętu (zaadoptowany z Jawy 350). Chyba jednak za mocno pracuję fizycznie 😉 Na ostatnich kilometrach kierownicą majtało dość konkretnie, ale obwiniałem o to pogłębiający się luz na okładzinach. Po wielu telefonach namierzyłem warsztat, w którym obie aluminiowe części zostały połączone solidnym spawem.

Pozytywny aspekt dnia motowyprawy

Z niewątpliwych pozytywów dnia, udało nam się odwiedzić Kolegę Mariusza i poznać jego Małżonkę. Mariusz aktywnie pomagał nam w znalezieniu pomocy i części w obcym dla nas Trójmieście. Teraz bezpośrednio pomógł nam uzupełnić poziom wody i glukozy 🙂 Po krótkim zwiedzaniu modernistycznej części Gdyni docieramy na terminal promowy. Odpływamy 240-metrowym gigantem, w wygodnej kabinie.

Motowyprawa na trzech kołach, dzień szósty

Pobudka na pokładzie o 5:30. Mimo dość wygodnej kabiny, przez hałas i wibracje z maszynowni sen był kiepski. Zjeżdżamy na ląd w Karlskronie i kierujemy się na północ, na następną przeprawę w Oskarshamn. Jedziemy wzdłuż wybrzeża i silny wiatr smaga nas bezlitośnie. Żona ma w wózku szybę, ja siedzę wyżej, bez żadnej osłony. Dużą część trasy pokonujemy główną drogą E22, ale gdy tylko nadarza się okazja, zjeżdżamy na mniej ruchliwe drogi lokalne. Czas leci szybko, kilometry jakoś wolniej i myślimy tylko o tym, żeby nie przytrafiła nam się jakaś kolejna „przygoda”. Zatrzymujemy się na krótko, tylko na przebranie w ciepłe ciuchy i tankowanie paliwa. Do portu dojeżdżamy na czas. Gdybyśmy płynęli w niedzielę – zgodnie z pierwotnym planem, prawdopodobnie nie zdążylibyśmy na drugi prom…

motowyprawa-motocyklem-prom

Dojazd do kolejnego celu motowyprawy

Na Gotlandię podróż trwa 3,5 godziny. Prom przeszedł face-lifting, ale chyba jest niewiele młodszy od naszego motocykla (1982). Z portu w Visby, po pokonaniu stromego podjazdu w długiej karawanie kamperów kierujemy się na wschodni brzeg wyspy. Do celu trafiamy bez pudła, choć nasz wakacyjny dom jest dość dobrze ukryty wśród drzew. Jesteśmy w Szwecji!

Motowyprawa, dzień siódmy

Tak długo dawno nie spałem! Czuję wszystkie mięśnie. Oboje jesteśmy trochę poobijani, ale szczęśliwi. Rano kawa, potem slow life. Choć nie do końca – po ostatnich dwóch intensywnych miesiącach funkcjonuję w trybie walki i nie potrafię bezczynnie siedzieć. Odnajduję drabinę i rozwieszam między drzewami antenę. Tuż przed wyjazdem w wózku za siedzeniem upchnąłem małą radiostację na fale krótkie. Może uda mi się zrobić kilka łączności z wyspy?

Eksploracja

Poprzedniego dnia zrobiliśmy tylko wstępne rozpoznanie terenu do najbliższego sklepu. Dziś zapuszczamy się dalej i zwiedzamy „centrum” oraz port w Slite. Z lokalnej restauracji na nasz widok wypada miły facet i bez zbędnej kurtuazji przedstawia plan zwiedzania okolicy. Już wiemy, że będziemy musieli wdrapać się na najbliższe wzniesienie, na którym stoi wiatrak, potem obejrzeć pozostałości fortecy, a na koniec zobaczyć głęboką dziurę w ziemi.

Z innych rzeczy: po raz pierwszy umyliśmy motocykl i zjedliśmy całkiem dobrą pizzę. Jedyne co nas wkurza to wściekłe, szwedzkie komary.

Dzień ósmy, czyli motowyprawa na  trzech kołach nabiera tempa

Dziś jesteśmy już w stanie ruszyć dalej niż do najbliższego sklepu. Słońce świeci od samego rana, więc odpalamy maszynę i obieramy kierunek północny. W Fårösund jest krótka przeprawa promową na niewielką wyspę Fårö – tam czeka na nas latarnia morska, holenderskie wiatraki i ciekawe formacje skalne. W sympatycznej knajpce spożywamy fiskefilet, bo z pustym żołądkiem zwiedzać potrafi chyba tylko Chuck Norris 😉

Motór delektuje się licznymi na wysepce krętymi, wąskimi, asfaltowymi drogami. Pamiętając naszą niedawną przygodę z gwoździem, odpuszczamy 8-kilometrowy, off-roadowy skrót do nadmorskiego rezerwatu Digerhuvud. Co prawda mamy ze sobą dętki, ale wolimy nie kusić losu – jesteśmy dopiero w połowie naszej wyprawy. Wracamy do gładkiej nawierzchni i przypadkowo trafiamy na intrygującą kolekcję gratów.

Dzień dziewiąty, Visby i średniowieczny aspekt motowyprawy na trzech kołach

Jeśli ktoś ma alergię na średniowiecze, niech tu się nie zapuszcza! Miasto ma świetnie zachowaną historyczną zabudowę, nie bez powodu wpisaną na listę UNESCO. Całość otoczona jest wysokim murem z licznymi basztami i bramami. Zwiedzając uliczki starego miasta zdeptaliśmy się dokumentnie. Jak na złość przestało wiać od morza i słońce wypiekło nas jak bułki w piecu. Jeśli ktoś myśli, że Gotlandia to taka niewielka wysepka w sam raz na rower, to jest w błędzie. Poprzedniego dnia zrobiliśmy na kołach 170 kilometrów, dziś lekko 100, a zwiedzamy na razie tylko najbliższą okolicę.

Dzień dziesiąty, jedenasty i deszczowa motowyprawa na trzech kołach

Głównie śpimy i jemy. Jest szaro i co chwilę pada. W drodze po zakupy odwiedziliśmy grób Tjelvara, mitycznego pierwszego mieszkańca Gotlandii. W Slite podziwialiśmy wielką dziurę w ziemi – kamieniołom wapienia.

Następnej nocy padało. Profilaktycznie zdemontowałem siedzenie z wózka, ale zapomniałem o narzędziach. Teraz czeka mnie suszenie wszystkiego po kolei. Odnośnie kolei – gwoździem dnia jest kolej żelazna. Kiedyś popularna na wyspie, teraz działa jedynie na krótkim, kilkukilometrowym odcinku Dalhem–Roma. Tak więc będziemy dziś w Rzymie! ;D W zabytkowej kasie dostajemy kartonikowe bilety. Parowóz niestety jest w remoncie i skład ciągnie lokomotywa spalinowa. Zachwyca za to idealny stan wagonów.

Toczymy się bez pośpiechu po krętych drogach wschodniej Gotlandii. W portowej kafejce w Herrvik  jest obowiązkowa kawa, ciacho i lody. Obok trafiamy na coś kompletnie nam nieznanego – kajakomat.

Motowyprawa na trzech kołach – dzień dwunasty

Powietrze na Gotlandii ma w sobie coś, co zmusza do zwolnienia obrotów. Może to kwestia niskiego ciśnienia, albo większej (niż we Wrocławiu) ilości tlenu? Wieczorem trudno zasnąć, bo po 23:00 na zewnątrz jest wciąż szaro, ale za to śpimy długo.

Uruchomiłem radio. Korzystając z motocyklowego akumulatora zrobiłem łączność z Białorusią (Mińsk) i przez chwilę słyszała mnie stacja z Kazachstanu. Pogoda poprawia się i jutro ruszamy zwiedzać nowe miejsca na wyspie.

Dzień trzynasty motowyprawy na trzech kołach – chcemy go dobrze wykorzystać

To ostatnia okazja na dłuższy wypad, bo nazajutrz opuszczamy Gotlandię. Rano decydujemy się pojechać wąskim skrawkiem lądu w kierunku wyspy Asunden. Krótki mostek umożliwia przejazd, z czego korzystamy parkując motocykl na skraju wyspy.

Na mapie Asunden wygląda niezbyt ciekawie, ale pierwsze kroki ukazują bogactwo kształtów – głównie skalnych. Prawdziwy raj dla fotografa! Trudno nam zdecydować, które ujęcie jest lepsze. Obchodzimy wyspę dookoła, rejestrując kilkadziesiąt zdjęć i filmów. Towarzyszą nam liczne owce, zwykle czarne. Chyba to dzięki nim roślinność wyspy jest uboga. Nieliczne drzewa dają cień leniwym stadom, ale pewnie i na nie przyjdzie pora…

Wracając z wyspy zatrzymujemy się na stacji paliw. Po wielu próbach, w końcu udaje nam się zatankować. Wbrew informacji na dystrybutorze, Master Card nie działa. Visa ratuje sytuację, ale działa tylko przy jednym dystrybutorze. Warto wozić ze sobą dwie karty.

Motowyprawa na trzech kołach, dzień czternasty i piętnasty

Opuszczamy Gotlandię, ale wcześniej jest nadbrzeże z latarnią morską i krótki spacer po Visby, połączony z konsumpcją lokalnej flądry. Potem przeprawa promowa i około 100-kilometrowy odcinek na Olandię, gdzie mamy zaklepany nocleg na Rälla Camp, w amerykańskim namiocie. Genialna sprawa! Żaden namiot nie zastąpi wakacyjnego domku, ale w tym jest wszystko, co znajdziecie w typowej sypialni – od wieszaka po mały regał z lustrem i grzejnik elektryczny. Jest nawet odkurzacz!

Największe zagęszczenie wiatraków, dobry dzień w ramach motowyprawy

Po śniadaniu dostarczonym pod „drzwi” przez sympatycznych właścicieli kempingu, ruszamy na krótką eksplorację wyspy Olandia. Tu jest największe zagęszczenie wiatraków, jakie dotąd widzieliśmy. W niektórych miejscach stoi ich pięć obok siebie! Z wyspy na stały ląd przeprawiamy się bardzo długim, stromym mostem i wjeżdżamy do miasta Kalmar. Nie jest tak historycznie zachowane jak Visby, ale wciąż widoczne są tu ślady dawnych czasów. Główną atrakcją jest zamek, który przez rok (1598) był w polskich rękach.

motowyprawa-motocyklem

Musimy zwiększyć tempo, bo wieczorem odpływa prom z Trelleborga. Ograniczamy czas i ilość postojów do absolutnego minimum. Jedziemy pod silny wiatr, ale docieramy do portu na last check-in.

Odzież motocyklową, części i akcesoria motocyklowe znajdziesz na moto-tour.com.pl

Ostatni dzień motowyprawy na trzech kołach

Do portu w Świnoujściu wpływamy o 3:30 nad ranem. Jest ciemno, zimno i kropi. Na promie nie było warunków do spania, więc zmęczeni rozpoczynamy ostatni etap podróży. Musimy robić częste postoje na rozprostowanie obolałych kości i przywrócenie krążenia w kończynach. Za Kostrzynem nad Odrą znajdujemy parking leśny, gdzie rozkładamy karimaty na krótki odpoczynek w pozycji poziomej. Kilometr po kilometrze posuwamy się w kierunku domu. Czasem pada, czasem grzeje słońce i trzeba się przebierać. Przed Wrocławiem zauważam na horyzoncie lej trąby powietrznej. Chwilę później trafiamy w środek intensywnej ulewy i w ciągu kilku minut jesteśmy kompletnie przemoczeni. Dwadzieścia kilometrów od domu nie widzimy sensu szukania schronienia i przebierania się w ostatnie suche rzeczy.

motowyprawa

Po ponad 14 godzinach podróży kończymy ostatni etap naszej wyprawy. Na liczniku przybyło ponad 2600 kilometrów, a w naszych głowach niezliczone widoki i wrażenia z innego świata. Jesteśmy potwornie zmęczeni, mokrzy, zmarznięci, ale też szczęśliwi, że mimo kliku nieplanowanych przygód udało się zrealizować plan podróży i cało, na trzech kołach, wrócić do domu.

Autorem tekstu Motowyprawa na trzech kołach jest Ziemowit – laureat konkursu „Z pamiętnika motopodróżnika” – edycja: sierpień 2023

Poznaj wspomnienia innych motopodróżników, którzy podzielili się z nami swoimi doświadczeniami.

2 Replies to “Motowyprawa na trzech kołach

  1. Wow! Niesamowita historia, którą opowiedziałeś. Wzloty i upadki, napotkane wyzwania i niezłomna determinacja do kontynuowania są naprawdę inspirujące. To nie chodzi tylko o cel podróży, ale o drogę i wspomnienia stworzone po drodze. Twoja motowyprawa na trzech kołach jest dowodem na ducha przygody i więzi, które tworzą się w drodze. Dziękuję, że zabraliście nas w tę epicką podróż. Bezpiecznej drogi w przyszłych ekspedycjach! 🏍️🛣️🌍

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *