Podczas gdy podkarpacie w naszym motocyklowym świecie kojarzy się głównie z Bieszczadami, północna część tego województwa często jest pomijana. Nie, żebym się temu dziwił. Na południu mamy przecież takie klasyki, jak Izdebki, Góry Słonne, Jezioro Solińskie, czy Szybowisko w Bezmiechowej – kto tam jeszcze nie był, to pewnie ma te miejsca na swojej liście „do objechania, koniecznie„. Województwo podkarpackie oferuje jednak znacznie więcej – co konkretnie? Na przykład Park Historyczny w miejscowości Blizna powstały na terenie nazistowskiego poligonu, gdzie testowano rakiety, które zmieniły świat. Ciekawe? No jasne! Ponadto, parę kilometrów dalej znajduje się imponująca wystawa starych motocykli w Folwarku Cyziówka. „Stare motocykle” to właściwie duże niedopowiedzenie – stoją tam prawdziwe perły motoryzacji. Sokół 1000, Zündapp KS750 Sahara, BMW R75, BMW R5, Harley Davidson WL, Douglas 3/4 i wiele, wiele innych.
Wystawa starych motocykli? Jasne, ale najpierw trochę o rakietach
Droga do Blizny biegnie przez spokojne wioski, wąskie, kręte odcinki i szutry pośród sosnowych borów – sam przejazd tamtędy mógłby być celem samym w sobie. W tych spokojnych dzisiaj okolicach, podczas II Wojny Światowej rozgrywały się dramaty więźniów obozu pracy w Pustkowie, a w Bliźnie, gdzie znajdował się ściśle tajny poligon rakietowy – tworzyła się historia militariów. Testowano tam hitlerowskie wunderwaffe – bombę latającą V1 oraz pierwszą na świecie rakietę balistyczną V2. Ale od początku.
Po I Wojnie Światowej Niemcy, zgodnie z Traktatem Wersalskim, pozbawione zostały możliwości rozwijania między innymi artylerii. Postawili więc na rozwój technologii rakietowej. W tamtym czasie mieli najlepszych na świecie naukowców, wśród których znajdowało się wielu noblistów, stali się więc szybko pionierami w tej dziedzinie. Prace nad rozwojem silników rakietowych doprowadziły do stworzenia wielu przełomowych konstrukcji, które mogłyby całkowicie zmienić losy świata. Szczęśliwie dla nas i większości Europy, Niemcom zabrakło czasu. W 1937 roku założono ośrodek badawczy na wyspie Uznam w Peenemünde, w którym broń rakietową rozwijano. Alianci w 1943 roku zbombardowali tamtejszy kompleks, więc Hitler postanowił ukryć kolejny daleko od frontu – w podkarpackich lasach. Tak powstał poligon rakietowy w Bliźnie, oraz obóz pracy w Pustkowie, w którym podczas budowy infrastruktury, poprzez nieludzkie warunki oraz mordy, zginęło 15 tysięcy osób. Dziś na terenie dawnego poligonu znajdziemy dobrze zaaranżowany park historyczny.
Bomba latająca V1 oraz rakieta balistyczna V2
Pierwszą z konstrukcji rozwijaną w Bliźnie była bomba latająca V1 – można powiedzieć prekursor dzisiejszych bezzałogowych dronów. Konstrukcja rozwijała zawrotną na tamten czas prędkość nawet 700 km/h i miała zasięg 260 kilometrów. Sporej liczby V1 użyto do ataków na Londyn. Z 22 tysięcy wystrzelonych V1, na miasto spadło 10 tysięcy, a w wyniku bombardowań życie straciło 6 tysięcy osób. 20 tysięcy zostało rannych. Zburzono niemal 200 tysięcy domów, a 250 tysięcy zostało uszkodzonych. V1 miała problemy ze startem, a później z celnością, jednak przy tak dużej skali bombardowań, prawdziwą jej siłą był porażający efekt psychologiczny, gdyż angielska obrona przeciwlotnicza kompletnie nie radziła sobie z wykrywaniem oraz niszczeniem szybko lecącej, niewielkiej bomby. Naloty V1 doprowadziły do tego, że z Londynu uciekło ponad milion osób.
Pierwsza na świecie rakieta balistyczna
Znacznie groźniejszą bronią okazała się pierwsza w historii rakieta balistyczna V2 – również została wykorzystana w ataku rakietowym na Anglię. Łącznie wystrzelono 6 tysięcy rakiet, z czego na Londyn spadło 3 tysiące. V2 poruszała się z prędkością kilku tysięcy kilometrów i w ówczesnym czasie nie było przed nią żadnego ratunku. Ponadto rakieta była niemalże niemożliwa do wykrycia przez ówczesne radary. Szczęśliwie dla Aliantów, na rozwój broni balistycznej Niemcy miały zbyt mało czasu, w innym wypadku rakieta V2 mogłaby całkowicie odmienić oblicze wojny. Odpowiednio rozwinięta V-2 byłaby także zdolna do przenoszenia głowic nuklearnych, a od stworzenia broni jądrowej naziści byli już o pół kroku. Po wojnie pojawiały się nawet głosy, że Niemcy zdążyły taką broń u schyłku wojny nawet przetestować.
Mówiąc o Bliźnie, trzeba przytoczyć postać Wernera Von Brauna – naukowca odpowiedzialnego za projekt V1 oraz V2. Po wojnie został on, jak i wielu innych niemieckich naukowców, przejęty przez Amerykanów. Von Braun został powołany do nowo powstałej agencji NASA, a także stał się pierwszym dyrektorem Centrum Lotów Kosmicznych imienia George’a C. Marshalla w Alabamie. Na bazie rakiety V2 powstała rakieta Jupiter C, która wyniosła w kosmos pierwszego Amerykańskiego satelitę, a następnie, korzystająca z opracowanej technologii rakieta Saturn V, dzięki której Amerykanie wylądowali na księżycu. Sowieci także rozwijali rakietę V2, wysyłając w niej pierwsze żywe organizmy w przestrzeń powietrzną. Do dziś krążą nawet plotki o tym, jakoby na pokładzie radzieckiej V2, związek radziecki próbował wysyłać w kosmos nawet ludzi.
Co jeszcze zobaczymy w Bliźnie?
Oprócz rakiety V2 oraz bomby latającej V1 na terenie Parku Historycznego Blizna znajdują się inne militarne ciekawostki z różnych okresów historycznych. Kuchnia polowa, agregat prądotwórczy, amfibia BDRM-2 oraz dwupłatowy samolot Antonov An 2, popularnie nazywany „Antkiem”, za którego sterami mamy możliwość zasiąść. Znajduje się tam także rekonstrukcja okopu oraz barak, w którym mieszczą się kolejne militarne eksponaty, ale o wszystkim przecież nie mogę napisać – jedźcie sami i zobaczcie!
Na zwiedzanie parku warto przeznaczyć około 2 godziny, by w pełni zgłębić historię za nim stojącą. Park oczywiście spodoba się miłośnikom militariów, ale i osoby nieszczególnie zainteresowane historią II Wojny Światowej, nie powinny uznać czasu spędzonego na miejscu, za czas stracony.
Wystawa starych motocykli w Folwarku Cyziówka
Z Parku Historycznego w Bliźnie polecam udać się do miejscowości Kamionka, która oddalona jest od Blizny jedynie o 10 kilometrów. Na terenie kompleksu wypoczynkowego, jakim jest Folwark Cyziówka, znajduje się imponująca wystawa starych motocykli – przedwojennych, wojennych oraz powojennych. Polskich i zagranicznych. Małych i dużych pojemności. Właściciel – Jan Cyzio – stworzył to miejsce z czystej motocyklowej pasji i czuć to na każdym kroku. Wszystkie motocykle z kolekcji oraz części do nich ściągane są z całego świata, a remont każdego z klasyków jest skrupulatnie opisywany i fotografowany i oczywiście przeprowadzony z wyjątkową dbałością o detale.
Najstarszy motocykl w kolekcji na ten czas to studziewięcioletni angielski Douglas 3/4.
Motocykl ma dwucylindrowy silnik typu boxer umiejscowiony wzdłużnie o pojemności skokowej 348 cm3. Różne źródła podają moc od 3 do 6,5 KM. Przy masie 78 kg pozwalało to na rozpędzenie się do zawrotnych 75km/h. Motocykl był łatwy w prowadzeniu, miał miał prostą konstrukcję, a przede wszystkim był tani – kosztował 50 funtów (ekwiwalent około 3 tysięcy dzisiejszych funtów) dzięki czemu w krótkim czasie stał się najpopularniejszym angielskim motocyklem. Ciekawostką jest fragment instrukcji obsługi dotyczący konserwacji, który mówi “Don’t touch it unnecesary”, czyli po polsku – nie dotykajcie go bez potrzeby.
Wystawa starych motocykli – co jeszcze na niej zobaczymy?
Dalej rzuca się w oczy imponująca wystawa starych motocykli BMW. Znajdziemy tu wiele pereł. Od R42, R11 z pierwszą tłoczoną ramą, przez R12, R16, przez legendarne R5, R51, R61, czy nawet sportowe R66. Trudno się dziwić zamiłowaniu do BMW. Choć sam jestem fanem Japonii, tak trzeba Niemcom oddać, że od zawsze wprowadzili do swoich motocykli przełomowe rozwiązania techniczne. Inżynierowie od BWM wprowadzili na rynek pierwszy na świecie hydrauliczny widelec teleskopowy, pierwszy hydrauliczny tłumik drgań kierownicy, pierwszą pełną owiewkę montowaną seryjnie, pierwszy ABS montowany w motocyklu, pierwsze dwutarczowe hamulce przedniego koła i długo by tak wymieniać… No i motocykle BMW od zawsze były piękne. Nadal są, choć moim osobistym zdaniem, dzisiaj prym w tej dziedzinie wiedzie marka z Bolonii.
Od piasków Sahary po śniegi Rosji
Jeśli mówimy już o BMW, nie sposób nie wspomnieć o najsłynniejszym wojennym motocyklu, który stał się wołem roboczym Wermachtu, a dziś jest obiektem westchnień pasjonatów militariów i motocykli wojskowych – BMW R75. Motocykl zaprojektowano tak, by sprostał frontowym trudom. Podobnie jak Zündapp KS-750, był wykorzystywany na wszystkich frontach II Wojny Światowej. Od piasków Afryki Północnej, po głęboki śniegi Rosji. R75 wyposażony był w przełożenia drogowe, 3 biegi terenowe, oraz bieg wsteczny. Dodatkowo w napęd wózka bocznego, a także hamulec hydrauliczny tylnego koła oraz koła wózka. Motocykl z wózkiem ważył 420 kilogramów, a w konfiguracji bojowej waga dochodziła nawet do 900 kilo! Mógł zabrać 3 żołnierzy wraz z wyposażeniem oraz ciężki karabin maszynowy montowany na wózku bocznym. Trzeba też przyznać, że jego możliwości terenowe były imponujące.
Prostszy i lepszy?
Kolejnym motocyklem powstałym w wyniku tego samego zamówienia Wermachtu był Zündapp KS750 Sahara. Da się zauważyć wyraźne podobieństwo w stosunku do poprzednika. Unifikacja tych konstrukcji była warunkiem, które postawił Wermachat marce BMW, by także mogła produkować motocykle dla armii, bo przetarg na produkcję wygrała marka Zündapp. Niektórzy twierdzą, że KS750 po pierwsze był prostszy, a po drugie lepszy. Zündapp posiadał 4 biegi terenowe, 4 drogowe i 4 wsteczne (choć używać można było jednego), ramę z zamkniętych profili, zawieszenie trapezowe, reduktor, dzięki któremu mógł poruszać się z prędkością piechoty, blokadę dyferencjału, a także przeniesienie napędu na koło wózka. Był to motocykl niemal idealny do zastosowań wojskowych niezależnie od warunków. Miał nawet możliwość montażu łańcuchów śniegowych. Niejeden dzisiejszy „advenczer” nie poradziłby sobie w takim terenie, w jakim jeździły Zündappy.
Perła wystawy starych motocykli pana Jana
Na samym czele wystawy pana Jana nie mógł jednak stanąć żaden inny motocykl, niż CWS M111 czyli Sokół 1000. Uznawany dziś za najważniejszy motocykl w historii polskiej motoryzacji. Ikona i symbol polskiej myśli technicznej z okresu II RP. Następca pierwszego seryjnie produkowanego polskiego motocykla, CWS M55, który rodził się w bólach i w okolicznościach braku materiałów i presji wojska, na którego zlecenie został powołany do życia, co skutkowało ogromną awaryjnością.
Sokół 1000, który odznaczał się niezawodnością, był zatem pierwszym, prawdziwie udanym seryjnie produkowanym polskim motocyklem. W Wojsku Polskim używano go w łączności, oddziałach rozpoznawczych, służył jako stanowisko CKM-u. Jeździł w służbie Policji i Poczty Polskiej. Zasłużył się sportowo. SIlniki z Sokoła były nawet wykorzystywane do napędu drezyn kolejowych. Część motocykli Sokół 1000 znalazła się w niemieckiej i sowieckiej służbie. Ze względu na ich klasę i świetne wykonanie włączono je do jednostek pomocniczych III Rzeszy. Kilkadziesiąt sztuk znalazło się też na Węgrzech i prawdopodobnie były używane przez armię węgierską. Co tu dużo mówić – perła w koronie kolekcji.
Silniki, które zmieniły historię motocyklizmu i te, którym się nie udało
Na wystawie znajdziemy także kilka nieco młodszych, lecz rewolucyjnych motocykli. Jest więc BMW K100 „cegła” – czyli motocykl, który uratował BMW od widma nadchodzącego upadku. Obok dumnie stoi motocykl, który niemal do tego upadku doprowadził, czyli Honda CB750, dla której to wymyślono nazwę „superbike„. Obok niej większa siostra, CBX 1000. Jako fan rzędowych czwórek we flatplane, nie mogę przejść obojętnie obok tego motocykla. Kto choć raz słyszał na żywo CBX 1000, ten nigdy nie zapomni wspaniałej wręcz symfonii granej na 6 cylindrów. Dalej znajdziemy DKW W2000 z silnikiem Wankla. Silnikiem, który miał zrewolucjonizować motoryzację, niestety przez bolączki wynikające wprost z jego konstrukcji, nie mógł zwojować świata i nigdy nie przyjął się na rynku. Los ten podzielił także silnik diesla, montowany choćby w indyjskim Royal Enfieldzie. Tym razem powodem było zaostrzenie przepisów dotyczących ochrony środowiska.
Nie przyjęła się też turbina, zamontowana po raz pierwszy w seryjnie produkowanej Hondzie CX 500 Turbo, której to zastosowanie pozwoliło na uzyskanie 82 km, co jak na tamte czasy było niesamowitym wynikiem jak na pięćsetkę. Próby skutecznego zastosowania turbiny trwały jeszcze przez lata i jak na razie skończyły się doładowaniem Kawasaki H2 – tylko, że kompresorem. W kolekcji jest też, na przykład Rokon 2WD, z napędem na oba koła. Co ciekawe, motocykle te produkowane są do dzisiaj i to praktycznie w niezmienionej formie! Jeśli tylko mamy wolne 10 tysięcy dolarów, możemy sobie taki sprawić.
Cała kolekcja liczy jeszcze wiele niesamowicie interesujących motocykli. Starszych i młodszych. Większych i mniejszych pojemności. Polskich i zagranicznych i chciałoby się opowiedzieć o wszystkich, a najchętniej o każdym z osobna, ale kto by tyle czytał? Zostawię więc pewien niedosyt mając nadzieję, że zachęci to Was do odwiedzenia tej imponującej wystawy i poznawania historii motocyklizmu. Jej początków, ewolucji, kamieni milowych i ślepych uliczek.
Zajrzyj do naszego sklepu!
Zapraszamy na nasz kanał #TYLKOjazda, na którym przedstawiamy propozycje tras motocyklowych i poradniki dla motocyklistów. Jeśli chcecie być na bieżąco z naszymi relacjami, odwiedźcie nas na Instagramie, Facebooku i TikToku. A jeśli potrzebujecie motocyklowych akcesoriów oraz odzieży, znajdziecie je w naszym sklepie internetowym moto-tour.com.pl.