Motocykle zmieniają się z roku na rok coraz bardziej – nie nam oceniać, czy zmieniają się w kierunku dobrym, czy przeciwnie.

 

Coraz więcej elektroniki, systemy ułatwiające jazdę w każdy możliwy sposób, zmienne mapy zapłonu, najnowocześniejsze technologie rodem ze statków kosmicznych. W motocyklach znajdziemy też znacznie więcej plastiku, niż 30 lat temu i fakt – przekłada się to wszystko oczywiście na zmniejszoną masę, lepsze prowadzenie i efektowną stylistykę, ale przede wszystkim na wygodę i bezpieczeństwo. Nowoczesne motocykle to rewelacyjne maszyny, dające nam bardzo duże poczucie swobody – zachęcają wręcz do przemierzania coraz większej ilości kilometrów.

Przyzwyczajeni do takich wygód, wsiadając na motocykl klasyczny – surowy, wymagający, humorzasty – to jakby na nowo odkrywać motoryzację. Niby to samo: sprzęgło po lewej, rollgaz po prawej, 2 koła, silnik i kierownica. A jednak wszystko jest inaczej, bo wrażenia z jady są całkowicie nieporównywalne. Nie zrozumie, kto nigdy klasykiem nie jeździł. I każdemu kto ma taką możliwość – pojeździć choć parę godzin – z całego serca polecam, bo jest to zupełnie inny rodzaj emocji niż ten, który daje motoryzacja nowoczesna. Nie gorszy, nie lepszy – po prostu zupełnie inny.

motocykle off-road yamaga sr500
Dla wielu z nas, w tym mnie, którzy lata temu ujeżdżali motorynki, Ogary, ETZ-ki czy WSKi – ponowna jazda klasykiem wyzwala ogromne pokłady nostalgii i daje nieopisaną frajdę z jazdy. Przypominają się czasy, kiedy wykręcałem zalaną świecę i wycierałem w podkoszulek w nadziei, że Romet odpali. Czasy odpalania “na popych” czy starterów nożnych odbijających w kostkę. Czasy nastoletnie, kiedy motorynką, w krótkich spodenkach uciekałem przed psami sąsiada i jeden z nich okazał się szybszy, zostawiając na łydce pamiątkową bliznę – zaraz poniżej tej, którą posiadam od oparzenia się o tłumik.
Czasy otarć na łokciach i kolanach po pierwszych glebach, gdy na szutrze czy w terenie przeceniłem możliwości swoje lub motocykla. Dziś w dżinsach i koszuli motocyklowej czułem się na szczęście znacznie pewniej i bezpieczniej. W każdym razie, mimo nostalgii – nie zachęcam do jazdy na zdrapkę. Dziś bez odpowiedniej odzieży na motocykl nie wsiadam i przyznam szczerze, z lekką grozą spoglądam wstecz, na lekko mówiąc – nonszalanckie podejście do motocyklowych ciuchów.
I mimo, że lata temu klasyki dawały nam mocno w kość, to jak śpiewał OASIS: „Nie patrzymy w przeszłość w gniewie”. Dzisiaj ponownie jeżdżąc klasykami, niejednemu byłemu posiadaczowi, niejednej byłej posiadaczce klasyka, zakręci się w oku łezka za minionymi czasami.

Takie właśnie emocje towarzyszyły mi podczas wypadu w okolice grodziska w Stradowie, położonego w południowej części województwa świętokrzyskiego. Wszystkim miłośnikom historii, nie tylko tej motoryzacyjnej – mocno polecam to miejsce na jednodniowy wypad – zwłaszcza wiosną, gdy wokół pełno zieleni. Ze szczytu 18-metrowego wału obronnego rozciąga się piękna panorama na falujące wokół wzgórza i doliny. Grodzisko to jest największym tego typu obiektem w Polsce. Sięga wczesnośredniowiecznych czasów plemiennych i łączone jest z plemieniem WIślan. Jednak dzisiaj nie o historii tego monumentalnego reliktu przeszłości, a o Yamasze SR 500. Przyjemność odkrywania ciekawostek Grodziska Stradów zostawimy Wam na inną okazję 🙂

Grodzisko Stradów

Wycieczkę rozpocząłem w Krakowie. Wyruszyłem w stronę Stradowa wschodnią obwodnicą, przejeżdżając przez jeden z najpiękniejszych krakowskich mostów – most kardynała Franciszka Macharskiego. Na asfalcie Yamaha najlepiej czuje się przy prędkości 80 – 100 km/h, choć jedno lusterko i to drżące w każdym zakresie obrotów, nie ułatwia manewrowania. No ale cóż, taki urok klasyków. Yamaha to też nie półtoralitrowy Harley czy Indian, stworzony do przemierzania niekończących się prostych przez pustynię niczym w amerykańskich filmach. Kto oglądał „Easy Ridera”, ten zna klimat 🙂

motocykle yamaha sr500SR500 to nie Ameryka, a Japonia i zdecydowanie najlepiej czuje się na krętych, wąskich i ciasnych drogach, których jak i na japońskiej prowincji, tak i w świętokrzyskich wsiach nie brakuje. Im bardziej kręto, im bardziej ciasno – po żwirze, po szutrze – tym ten motocykl daje więcej frajdy. Najciekawiej robi się, gdy zjedziemy z trasy w lekki teren. Budzi się wtedy terenowa natura SR500, bo mała yamaszka wywodzi się właśnie z linii terenowej. SR500 to tak naprawdę XT500, przystosowana do jazdy szosowej. Zmienione zostało zawieszenie, dodano więcej chromów, poprowadzono wydech spodem, ale czuć w tym motocyklu off-roadową duszę. Motocykl jest lekki i bardzo zwinny – zawieszenie pozostało miękkie i naprawdę rewelacyjnie radzi sobie na drogach polnych, a moment obrotowy dostępny już od samego dołu, jak na porządnego jednocylindrowca przystało, daje niesamowicie dużo frajdy i wręcz zachęca do szybszej, terenowej jazdy. W Stradowie i okolicznych wsiach nie brakuje pięknych, wąskich dróg prowadzących szczytami wzniesień, po których w trakcie żniw wręcz się płynie, chcąc dotrzeć coraz dalej i dalej. Bez konkretnego celu. Po prostu przed siebie – ciesząc się niczym nie zakłóconą przyjemnością z jazdy i basowym pomrukiem klasycznego jednocylindrowca. Chyba właśnie po to zostały stworzone motocykle. W takich chwilach naprawdę chce się żyć.

Jednak wszystko co dobre, tak jak i paliwo w baku, kończy się zdecydowanie za szybko – tak również zabawa ta nie mogła trwać wiecznie. Powrót do Krakowa także okazał się być iście filmowy. Odjechałem w stronę zachodzącego słońca, które na horyzoncie przede mną wraz z upływem kilometrów złociło blaskiem okoliczne pola pszenicy, by w końcu przybrać intensywną, czerwoną barwę i zniknąć akurat w momencie, w którym z powrotem minąłem znak “Kraków”, idealnie kończąc ten perfekcyjny dzień.

Podsumowując – każdemu, kto nigdy nie próbował jazdy klasycznym motocyklem – z całego serca polecam, choćby pożyczyć od znajomego, choćby pojeździć wokół komina. Daje to zupełnie inne spojrzenie na motocykle i motoryzację w ogóle.
A tym, którzy nie mają pomysłu gdzie pojechać – polecam wycieczkę na Grodzisko Stradów i szwendanie się bez celu po okolicznych wioskach, bo wrażenia, naprawdę są tego warte. 

Mariusz

 

3 Replies to “Stare, dobre motocykle

  1. Pięknie to przedstawione – i w tekście, i w filmie – i tak jak mówisz, doskonale oddaje ten „vibe” beztroskiego latania wśród pól w piękny ciepły dzień :)) Co u mnie uruchomiło falę wspomnień po mojej hondce CB450N z 1984 r., którą też tak eksplorowałam po kolei wszystkie wsie w okolicy, zataczając coraz szersze kręgi w poszukiwaniu „nieznanego” i przygody. Wprawdzie miała już elektryczny starter, więc obyło się bez ekstremalnych emocji w tym względzie, ale potrafiłam sobie sama podnosić ciśnienie, np. pakując się na 2-kilometrową leśną (publiczną) drogę z kopnym piachem – a CB nie ma endurowego dziedzictwa tak jak SR, jest ciężką kobyłą, osłabioną w Niemczech do 27 KM. Oczywiście w trakcie tej przeprawy raz zgasła, musiałam też się zatrzymać (!), by przepuścić samochód z przeciwka, ale ostatecznie nie spaliłam sprzęgła i pokonałyśmy ten odcinek specjalny, a nie on nas 😀
    Piękna sprawa, takie motocyklowe mikrowyprawy, a klasyki nadają się do tego jak żadne inne! Przeżywa się wtedy wszystko podwójnie 🙂

    1. Bardzo nam miło, że film i tekst się podobały 🙂
      CB450 to jednak 20 kilo więcej, niż mała SR500, więc polne drogi tym motocyklem to z pewnością musiało być nie lada wyzwanie 🙂

      Dokładnie takie same mam odczucia. Chociaż na co dzień jeżdżę nowszym motocyklem, chętnie wybieram się SRką na wycieczki, bo jednak są to zupełnie inne emocje.
      W zeszłym tygodniu okrążyłem nią Tatry dookoła – zapraszam na film o tej wycieczce na nasz kanał na YouTube,
      pozdrawiam 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *