Kiedy przyjeżdżasz motocyklem w Bieszczady – to wiesz, że będzie to dobry czas. Oprócz tradycyjnej już dla motocyklistów trasy, czyli Wielkiej Pętli Bieszczadzkiej, Bieszczady oferują także coś o wiele więcej. I nie – nie musisz chodzić po górach 😉

Dzień rozpoczęłam 50 kilometrów od cywilizacji – w „Bazie nad Roztokami”, w Tarnawie Niżnej. Zjadłam śniadanie, zebrałam się i postanowiłam pojechać jeszcze dalej – w stronę granicy z Ukrainą. Kierując się jeszcze bardziej na południe, jedziemy wąską i spokojną drogą.

Po kilku kilometrach docieramy na duży parking przy Torfowisku. Opłatę za postój i wejście na torfowiska należy uiścić w kasie w „Bazie nad Roztokami”. Torfowisko w Tarnawie można obejrzeć, wybierając jedną z dwóch tras. Krótsza pozwala na zobaczenie obszaru około 6 hektarów, dłuższa – około 20. Ja wybrałam tę dłuższą. Z parkingu roztacza się piękna panorama na bieszczadzkie szczyty – Halicz i Kopę Bukowską.

W Bieszczady przyjeżdża się po to, by nacieszyć się ciszą i spokojem. Spacer po torfowisku w pełni to umożliwia. Słychać śpiew ptaków i czuć niesamowite zapachy kwitnących roślin. Przez torfowisko prowadzi drewniany pomost przeznaczony do remontu. Pokrywa go siatka wzmacniająca, zapobiegająca jego rozpadnięciu. Na ścieżce było bardzo mało osób, więc można było nacieszyć się tym miejscem i zrobić ładne zdjęcia. Otwarty teren porastają rośliny, takie jak borówka bagienna, czarna, brusznica oraz mchy i wełnianki.

Dalej ścieżka prowadzi przez piękny las złożony głównie z sosny zwyczajnej i brzozy. Tutaj w runie występuje bagno zwyczajne, żurawina i modrzewnica. Torfowiska w Bieszczadach zaczęły tworzyć się pod koniec ostatniej epoki zlodowacenia ponad 10 tys. lat temu. Teraz spaceruję po największym w Bieszczadach torfowisku wysokim, zasilanym głównie przez wody opadowe. Masa torfowa powstaje wskutek powolnego zwęglania roślin w środowisku, które jest bardzo ubogie w tlen. Przy końcowej pętli występują rozległe łany ziołorośli z wiązówką błotną. O obecności bobrów świadczą takie ślady jak ścięte drzewa, tamy i rozlewiska. Teren drugiej ścieżki jest otwarty – z rzadka porośnięty świerkami i brzozami. Licznie występują tam kępy borówki bagiennej.

Po spacerze, motocyklem zmierzam w kierunku osady Muczne. Kilkadziesiąt metrów za wąską, krętą drogą wije się San, który stanowi granicę z Ukrainą. W oddali można dostrzec słupki graniczne i tablice informujące o granicy państw. Po drodze zobaczyłam coś, co jest charakterystyczne dla Bieszczad – znak ostrzegający przed niedźwiedziami. Tutaj to jest codzienność. Przystanęłam przy stadninie koni, żeby nacieszyć oko tymi pięknymi zwierzętami. Tutaj można umówić się na jazdę konną. Ja uwielbiam poczuć siłę koni mechanicznych mojego motocykla, więc pojechałam dalej.

Nie ujechałam daleko, a po prawej stronie zobaczyłam drewnianą wiatę, z której jak się okazało – można obserwować bobrowe jeziorko. Bobry to zwierzęta prowadzące nocny tryb życia – wieczorami we wiacie gromadzą się ludzie mający nadzieję, że uda im się dostrzec zwierzę. Usłyszałam hałas, odwróciłam się i zobaczyłam pędzącą ciężarówkę wiozącą drewno. Na tak wąskiej drodze to robi duże wrażenie.

Jadąc dalej, mijam najmłodszy drewniany kościół katolicki w Bieszczadach – wzniesiony w latach 2014-2015. W środku przykuwa uwagę ważący ponad 80 kilogramów żyrandol z poroża jelenia. Obok rozpoczyna się szlak na wieżę widokową w Jeleniowatym. Na ten wyjazd zaplanowałam co innego, ale jak wrócę tutaj, to chętnie przejdę się w to miejsce.

W pobliżu zagrody żubrów znajduje się znak informujący o ich obecności. Zagroda znajduje się tuż obok drogi Stuposiany – Muczne i można zwiedzać ją samemu całą dobę. Wstęp jest bezpłatny. Krótkim spacerem można dotrzeć do dwóch tarasów z tablicami informacyjnymi – stąd możemy obserwować żubry. To największe ssaki zamieszkujące Europę. Pierwsze żubry przyjechały z m.in. Francji i Szwajcarii do bieszczadzkiej zagrody w połowie lutego oraz końcem marca 2012 roku. Mają do dyspozycji około 9 hektarów terenu. Na potrzeby żubrów ogrodzono część lasu jodłowo-bukowego, a przez środek zagrody płynie strumyk. Wydzielona jest część aklimatyzacyjna dla żubrów, które zostaną przeniesione do naturalnego środowiska. Zagroda to część projektu mającego na celu poprawę kondycji genetycznej żubrów. Bieszczadzkie żubry linii białowiesko-kaukaskiej są blisko ze sobą spokrewnione, więc aby zapobiec problemom genetycznym sprowadza się żubry z europejskich ogrodów zoologicznych. Obecnie w Bieszczadach żyje ponad 500 żubrów. Jadąc Wielką Pętlą Bieszczadzką można spotkać rysie – ja miałam szczęście zobaczyć tylko tego na znaku.

Na obiad zatrzymałam się w często polecanej Chacie Wędrowca w Wetlinie. To klimatyczne miejsce, w którym dostrzec można malunki Andrejkowa – przeczytasz o nich w tym artykule. W lokalu jest ciekawy wystrój i dobra muzyka. Bez problemu udało się znaleźć wolny stolik. Obsługa była bardzo miła i szybko otrzymałam zamówione danie. Zjadłam bardzo dobrego naleśnika z warzywami. Porcje są duże, ale skusiłam się jeszcze na kawałek naleśnika z borówkami  – w ramach deseru. Obok części restauracyjnej znajduje się Sklepik Wędrowca z pamiątkami związanymi z tym regionem i miejscem. Byłam tutaj pierwszy raz – podobno przez ostatnie kilka lat ten lokal się rozbudował.

Po obiedzie zdecydowałam się podjechać w jeszcze jedno ładne miejsce. Pół kilometra od restauracji „Chata Wędrowca” na Potoku Słowiańskich ulokowany jest Wodospad Ostrowskich – pięciometrowy i prawdopodobnie najwyższy w Bieszczadach pionowy spad wody. To urokliwe, ładne i łatwo dostępne miejsce. Prowadzi do niego krótka, stroma ścieżka. Potok wpływa do rzeki Wetlinki.

Wodospad może stanowić ochłodę dla górskich wędrowców, bowiem to właśnie w tych okolicach rozciągają się piękne bieszczadzkie szlaki – między innymi na Połoninę Wetlińską i Caryńską.

Tym razem nie zdecydowałam się na spacer po połoninach, ale miałam przyjemność podziwiać góry w świetle zachodzącego słońca. Poniżej parkingu na Przełęczy Wyżnej jest zatoczka, z której rozciągają się niesamowite widoki. Przystanęłam na niej w drodze powrotnej, żeby nacieszyć oczy krajobrazem.

Przestrzeń i bliski kontakt z przyrodą to coś, za co uwielbiam Bieszczady. Prawdziwym jest określenie, że gdy ktoś raz pojedzie w Bieszczady – ciągle będzie chciał tam wracać… tymczasem zaczęło robić się ciemno i wróciłam do bazy. Jutro zapowiada się kolejna ciekawa trasa, podczas której bliżej poznam kolejne bieszczadzkie perełki.

W filmie zobaczysz wszystkie miejsca, które opisałam powyżej. Poczujesz klimat tych miejsc… Zapraszam 🙂

One Reply to “Motocyklem w Bieszczady: co warto zobaczyć w Bieszczadach?”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *