Wypad w Beskid Niski? A co tam niby jest ciekawego? – do dziś pamiętam ten wyraz zdziwienia, malujący się na twarzy mojej  koleżanki zza biurka, gdy pełna podekscytowania mówiłam jej o moich planach wyjazdowych na koniec maja. Tymczasem w mojej głowie już ułożony był plan. Wyjątkowe drewniane cerkwie w Kwiatoniu, Gładyszowie czy Krzywej, wizyta w łemkowskiej zagrodzie, niespieszny przejazd szlakiem nieistniejących już łemkowskich wsi czy zajadanie się lokalnymi specjałami w regietowskiej Huculance, podziwiając spacerujące koniki

beskid-niski-ruda-grazyna

Początek przygody w Beskidzie Niskim

I w ten oto sposób, 25 maja, wraz z trzema dziewczynami, których wcześniej nawet nie widziałam na oczy,  spotkałyśmy się w Gliwicach, by stąd wspólnie wyruszyć i odkryć ten niesamowity, mało znany rejon. Mimo przejmującego chłodu i wiszących nad nami szarych, ciężkich chmur, humory dopisywały, a z twarzy Mirelli, Agaty i Ani nie schodził uśmiech.  Śmiałam się do siebie w duchu, że wreszcie spotkałam równie zakręcone na punkcie jazdy wariatki, którym nawet taka pogoda niestraszna. Po krótkiej rozmowie, ruszyłyśmy dalej, do Katowic. Po drodze planowałyśmy zgarnąć Kasię i wspólnie ruszyć dalej, do małej miejscowości w okolicach Lipinek, gdzie miałyśmy nocleg. Gdy podjechałyśmy w umówione miejsce, Kasia ze swoim NC750 już na nas czekała. Cała nasza banda budziła niemałe zainteresowanie osób na stacji, przy której się spotkałyśmy. W końcu niecodziennie spotyka się kobiety na tak sporych, wymagających maszynach – Stelvio 1200, TDM850, Tigerze, Z1000SX czy wspomnianej już NC750.

beskid-niski

Beskid Niski w towarzystwie motocyklistek

Dotarcie do miejscowości, w której miałyśmy noclegi poszło nam bardzo sprawnie, nawet mimo poruszania się lokalnymi drogami, z dala od autostrad. Przywitały nas przechadzające się za płotem owce, a także właścicielka – starsza Pani, która z zaciekawieniem przyglądała się naszym maszynom. Jak sama przyznała, motocyklistów niejednokrotnie już u siebie gościła, ale kobiet na motocyklach jeszcze nigdy. Cóż, kiedyś musi być ten pierwszy raz. Agroturystyka, w której miałyśmy spędzić najbliższy czas wydawała się być bardzo przyjemna – dookoła pełno zieleni, łąk, widok na pagórki, cykające świerszcze. Poczułam się trochę jak w swoich rodzinnych stronach.

Wieczorna integracja

Gdy ściągnęłyśmy bagaże i rozsiadłyśmy się na tarasie, by omówić plan na kolejny dzień, dojechała Asia oraz Agata – dwie ostatnie uczestniczki tego „sabatu”.  Akurat w momencie, gdy gorąco rozprawiałyśmy o tym, jak nieprawdziwe są te wszystkie reklamy i filmiki, w których tuż po ściągnięciu kasku,  naszym oczom ukazują się piękne, długie, falujące na wietrze włosy, podjechała Agata. I w tym momencie szlag trafił naszą teorię , bo  po ściągnięciu kasku,  zamiast klasycznego „uliza”, Agata zaprezentowała nam burzę blond włosów, rozsypujących się na jej ramionach.

Drugi dzień w Beskidzie Niskim – Stara Lubowla i inne atrakcje

Kolejnego dnia planowałyśmy wykorzystać fakt, że jesteśmy blisko słowackiej granicy. W planach była otwarta jakiś czas temu ścieżka w koronach drzew z niesamowitym widokiem na Tatry, a także zamek w Starej Lubowli i spacer po wyjątkowym, wpisanym na listę UNESCO starym mieście w Bardejowie. Jak się później okazało, plany planami, a życie życiem. 😉

Dla tych widoków warto przyjechać w Beskid Niski

Spacer w koronach drzew z widokiem na Tatry czy leżenie na ogromnej siatce rozpiętej na samym szczycie wieży widokowej, przez którą widać było ziemię poniżej był naprawdę fajną atrakcją. Największe wrażenie tego dnia zrobiły na nas jednak niesamowite widoki, tuż przed przekroczeniem polsko-słowackiej granicy. Mogłyśmy podziwiać bezkresne, falujące morze traw, pokrywające ciągnące się aż po horyzont łagodne pagórki,  krowy, przechadzające się spokojnie i leniwie podskubujące trawę, bezchmurne, błękitne niebo i pojawiające się gdzieniegdzie przy drodze małe, drewniane i wiekowe już domki. Chłonęłam te widoki jak gąbka, wpatrując się w nie jak zahipnotyzowana. Ogromnie tylko żałowałam, że nie było możliwości by zatrzymać się gdzieś bezpiecznie i uwiecznić ten piękny krajobraz. Chciałam, aby pozostał jak najdłużej w mojej pamięci.

Miejsca, które warto uchwycić kamerką sportową

W tym momencie zatęskniłam za kamerką i jak się później okazało, to nie był jedyny moment na tym wyjeździe, gdzie ogromnie żałowałam tego, że jej nie mam. Dzień zakończyłyśmy kilkanaście minut przed 21.00, gdy z trzystoma kilometrami na liczniku zajechałyśmy pod naszą agroturystykę, pełne pozytywnych emocji i przewijających się przed oczami cudownych widoków. Przy butelce wina, praktycznie do północy rozmawiałyśmy o niezwykłej i  przykrej historii tych ziem,  o planach na kolejny dzień,  wymarzonych motocyklach i kierunkach, które chciałybyśmy objechać, gdybyśmy tylko miały nieograniczony bon na paliwo. Bo kto zabroni nam marzyć?

Kolejny dzień trasy motocyklowej po Beskidzie Niskim

Poranek obudził nas tak samo piękną pogodą jak dzień wcześniej. Słońce wdzierało się między roletami, owce wesoło beczały za oknem, a po błękitnym niebie gdzieniegdzie tylko przewijały się drobne, białe obłoczki. Dzień zapowiadał się pięknie, nie tylko ze względu na pogodę. Nasz plan na dzisiejszy dzień był równie optymistyczny – poranna wizyta w urokliwym Bardejowie, kawa przy jednej z baszt, spacer wąskimi, urokliwymi uliczkami okalającymi rynek, a potem powrót na polską stronę. Tutaj miałyśmy odwiedzić Zagrodę Łemkowską Dziubyniłka, o której tak wiele dobrego słyszałam, by potem zajrzeć do kilku starych, drewnianych cerkwi i przejechać się szlakiem dawnych, nieistniejących już wsi łemkowskich. W ciągu tego dnia miałyśmy się zagłębić w historię tego regionu, poznać codzienne życie zamieszkujących go niegdyś Łemków i skosztować lokalnej kuchni. Dzień zapowiadał się bardzo ciekawie i intensywnie.

Malownicza trasa motocyklowa do Bardejowa

Droga do Bardejowa okazała się być bardzo przyjemna i malownicza – kilka serpentyn wijących się pośród lasów, ogromne połacie zielonych pagórków, pasące się leniwie krowy i wielkie żółte pola rzepakowe.   Nim się obejrzałyśmy, byłyśmy już na miejscu i parkowałyśmy motocykle niedaleko starówki.  Po krótkim spacerze i szybkim rozejrzeniu się po rynku, swoje kroki skierowałyśmy do stylowej kawiarni przy jednej z baszt. Przy wyśmienitej kawie i  słodkościach, przeglądałyśmy dotychczas zrobione zdjęcia i rozmawiałyśmy, wybuchając co chwilę śmiechem. To niesamowite, jak dobrze nam się rozmawiało – mimo, że poznałyśmy się dwa dni wcześniej, czułyśmy, że razem mogłybyśmy kraść konie! Słońce było już coraz wyżej, więc szkoda było marnować tak piękny dzień.

Gładyszów i Łemkowska Zagroda „Dziubyniłka” jako konieczny punkt programu

Po przespacerowaniu się wśród kamieniczek otaczających rynek i pobliskimi uliczkami, powoli ruszyłyśmy w stronę motocykli,  by wrócić na polską stronę. Kolejnym punktem był Gładyszów, w którym miałyśmy odwiedzić Łemkowską Zagrodę „Dziubyniłka”. Cóż to było za miejsce!  Nie dajcie się zwieść temu, że miejsce to uznawane jest za skansen, co zwykle kojarzy się z nudą. Koniecznie się tam wybierzcie,  gdy będziecie w okolicy. Pan Jan zabierze Was na niesamowitą wycieczkę w czasie, gdzie własnoręcznie wystrugacie drewnianą łyżkę, zmielicie ziarno na mąkę czy uruchomicie młyn działający na wiatr.

beskid-niski

Brzmi niezwykle? Bo takie jest to miejsce – nietypowe i zaskakujące, a sam Pan Jan jest niezwykłym przewodnikiem, pełnym pasji i zamiłowania do miejsca, w którym mieszka. Jego ciekawe opowieści pozwoliły nam przenieść się w czasie. Poczułyśmy na chwilę magię tego miejsca i ogromny trud, towarzyszący Łemkom każdego dnia. Nie popełnijcie tego samego błędu co ja, gdy biorąc pod uwagę nieduży rozmiar tego miejsca, zaplanowałam tam pobyt na godzinę. W „Dziubyniłce” byłyśmy bowiem ponad trzy godziny. Ten czas zleciał nawet nie wiem kiedy!  Tak, koniecznie trzeba tu być, będąc w okolicy.

Niezwykła cerkiew w Kwiatoniu

Prosto z „Dziubyniłki” skierowałyśmy się do Kwiatonia, by obejrzeć cerkiew. Niezwykła drewniana budowla zaskoczyła nas pięknym ikonostasem oraz tym, w jak pięknym stanie zachowało się wnętrze. Prawdziwa perełka!

Warto poznać lokalne smaki

W brzuchach zaczynało już coraz głośniej burczeć, więc zdecydowałyśmy zajechać do Huculanki, by coś zjeść. Na nasz stół wjechały typowe łemkowskie dania. Zamówiłyśmy zupę na bazie soku z kiszonej kapusty, fuczki czy ziemniaczane kluski ze skwarkami, a także lemoniadę z mniszka lekarskiego. Łemkowie chętnie używali tego zioła w ziołolecznictwie.

Krzywe, opuszczone wsie i awaria motocykla

Po napełnieniu brzuchów, postanowiłyśmy zajechać do miejscowości Krzywe, w której mieszka Pani Anna, znana w całej okolicy twórczyni krywulek. To łemkowska biżuteria, wykonywana z zaplecionych w najrozmaitsze kompozycje drobnych, szklanych koralików. Biżuteria była tak piękna, że nawet najtwardsze z nas, które dotychczas twierdziły, że nie lubią biżuterii, wyszły od Pani Ani ze swoim egzemplarzem bransoletki lub kolczyków.

W męskiej asyście

Do motocykli odprowadziła nas grupa mężczyzn  goszczących właśnie w agroturystyce u Pani Ani. Zapytali nas, gdzie jedziemy. Gd wskazałam im planowany szlak nieistniejących już wsi, złapali się za głowę. Powiedzieli, że nic tam nie ma i nie ma sensu tam jechać. Roześmiałam się głośno i odpowiedziałam, że właśnie dlatego tam jedziemy. Zastanawiało mnie jedno. Mianowicie – czy gdy byłyśmy już kilka kilometrów dalej, jadąc po szutrze i piachu, bo asfalt już dawno się skończył, dziewczynom również było tak wesoło. 😉

beskid-niski-motocykle

Szlak nieistniejących już łemkowskich wsi  zachwycił nas widokami jeszcze bardziej, niż droga w stronę Słowacji. Starałam się obserwować drogę, aby po raz kolejny nie wpaść w wielką dziurę. To było trudne – widoki były piękne i chętnie rozglądałam się na boki. Podziwiałam drewniane drzwi zaprowadzające do nieistniejących dzisiaj wsi, ale i  widoczne pośród traw ślady dawnych fundamentów. W Beskidzie Niskim można znaleźć zdziczałe już dawne sady i kamienne prawosławne krzyże przy drogach. One zapewne stoją na terenie dawnych łemkowskich wioseczek. Co to była za trasa! Kilkanaście kilometrów jazdy po szutrze, kamieniach i piachu. Byłam dumna jak paw, widząc jak dziewczyny świetnie sobie radzą! Każda z nich wyglądała tak, jakby urodziła się na crossie. 😉

beskid-niski-pod-sklepem

Gdy już dotarłyśmy do cywilizacji, wracając do domu postanowiłyśmy podjechać do sklepu, by uzupełnić zapasy na kolację. W pewnym momencie na parkingu zrobił się chaos i mały zamęt. Jak się okazało, Kasi uciekało powietrze, a z koła uciekła już niemal połowa zapasu. Jej Honda stała na sflaczałej gumie  i smutnie zaglądała w naszą stronę. Nagle podszedł do nas tubylec, by zaproponować nam pomoc. Miał kompresor, ale wiedziałyśmy, że jeśli nie zlokalizujemy przyczyny problemu, niewiele to pomoże.

Dziurawa opona w motocyklu

Chwila oględzin i po paru minutach Ania znalazła już przyczynę – nieduża dziurka na środku opony, zapewne po naszych off-roadowych szaleństwach. Nim Kasia zdążyła się zdenerwować i przejąć tą sytuacją, Ania już wyciągała zestaw do kołkowania i przygotowywała się do działania.  Gdy tylko skończyła i wszystko wskazywało na to, że jest już dobrze, starszy pan napompował koło. Wtedy Kasia rzuciła się na szyję Ani, by podziękować jej za ratunek z opresji. Ten piękny moment na zdjęciu uchwyciła Agata – kobieta o niesamowitym darze do wychwytywania i uwieczniania takich magicznych momentów. Mogłyśmy odetchnąć z ulgą i wrócić do siebie. Kolejny wieczór spędziłyśmy na kobiecych rozmowach o motocyklach i innych marzeniach, które czekały w kolejce na spełnienie.

beskid-niski-kaski

Jak mawiają – wszystko co dobre szybko się kończy. W myśl tego porzekadła, niedziela nadeszła wyjątkowo  szybko. Ciężko było mi rozstać się z tak fajnymi dziewczynami i tak cudownymi, nietuzinkowymi widokami, chwytającymi za serce. Zapytasz zapewne – czy mam zamiar tu wrócić? Z pewnością! Niezwykłe widoki,  spokojne miejsca, mało znane i zlokalizowane z dala od głównych szlaków perełki, cisza, spokój, przyjemne drogi. Te kilka słów bardzo dobrze opisują Beskid Niski, który przebojem wdarł się do mego serca. Dotychczas to miejsce zajmowały Bieszczady. Czy wato tu było przyjechać? Zdecydowanie tak! Dla tych niesamowitych widoków, nietuzinkowych miejsc, ciepłych, gościnnych ludzi, przepysznej, prostej kuchni i ogromu pozytywnych emocji.. Tak, było warto!

To jak? Kiedy sam przekonasz się na własnej skórze, że Beskid Niski jest super?

Ewelina

Laureatka konkursu „Z pamiętnika motopodróżnika” – edycja: maj 2023

Jeśli chcesz więcej propozycji tras motocyklowych, zajrzyj do zakładki podróże motocyklowe, a także na nasz kanał YouTube #TYLKOjazda

One Reply to “Beskid Niski, sercu bliski!”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *